sobota, 7 lutego 2015

6 prostych zasad czyli jak urodzić i nie zwariować

Kiedy szłam na porodówkę poza spakowaną torbą według rozpiski, zabrałam również całe mnóstwo dobrych rad. Część wyczytałam w mądrych książkach, reszta to taka wiedza ludowa przekazywana z pokolenia na pokolenie. Co więc każda przyszła posiadaczka Dziecięcia wiedzieć powinna?

1. Nie noś dziecka na rękach bo się przyzwyczai. 

No a jak się przyzwyczai, to wiadomo, kaplica. Nic się nie będzie dało zrobić tylko będzie takie dziecię wisieć na naszym ramieniu całymi dniami a my nie będziemy mieć czasu nawet zębów umyć. Dziecię powinno mieć swoje miejsce i tam sobie potulnie leżeć, kwilić i zajmować się sobą. Proste? Proste. 
Posiadając tą wiedzę wróciłam z Dziecięciem do domu. Tak bardzo wzięłam sobie to do serca, że w pewnym momencie bałam się brać swoje własne dziecko na ręce wogóle. Nie chciałam biegać cały dzień w koszuli nocnej z brudnymi zębami a właśnie taki los czekałby mnie, gdyby Dziecię, nie daj Boże, by się przyzwyczaiło. 

2. Dziecko jak najwiecej trzeba przytulać, żeby czuło się bezpiecznie. 

Tak, tak, wcale Wam się nie wydaje. Te dwa twierdzenia wzajemnie się wykluczają. Bo nie da się przytulać i nie nosić na rękach. A może nosić nie wolno, ale trzymać to już całkiem inna sprawa ? Chociaż rozwinięcie zakazu noszenia zawiera w sobie również huśtanie, kołysanie i szereg innych czynności. A co z przenoszeniem, karmieniem? I jak tulić, żebu utulić a nie przyzwyczaić? Gdzie jest granica, która wskazuje kiedy przytulamy dla dobra dziecka a kiedy już rozpuszczamy i rozpieszczamy wychowując rozpasanego, nieznośnego bachora?  
Kiedy już palnęłam się w glowę uzmysłowiwszy sobie wcześniej, że skoro ja, stara baba, lubię się od czasu do czasu przytulić, wtulić, czasem sprawia mi nawet przyjemność, kiedy ktoś mnie gdzieś zaniesie, to dlaczego mam odmawiać tego swojemu Dziecięciu, które kryłam , otulałam i kołysałam przez ostatnie dziewięć miesięcy?
Kiedy już poszłam po rozum do głowy i postanowiłam osiagnąć mityczny złoty środek odkryłam, ze przytulanie jest super. Że właściwie mogłabym nic innego nie robić. Że nic nie sprawia mi takiej przyjemności jak jej małe ciałko wtulające się we mnie. Zamiast Dziecięcia to chyba ja się przyzwyczaiłam i odzwyczaić się nie mogę.
A ten , kto wymyślił zasadę pierwszą sam chyba nie ma dzieci...

3. Dzieci lubią być ciasno owijane i opatulane.

Świadoma potrzeby nienarodzonego jeszcze Dziecięcia aby zamienić się w mumię zaopatrzyłam się w polecane przez Mamę Mą rożki. Piękniusie, śliczniusie, jeden turkusowy w kolorowe mufinki, drugi szary, w sówki z turkusowymi wstążkami. Cud miód. Zabrałam te cuda do szpitala, otrzymałam Dzięcię i zaczęłam je owijać. Szczelnie, szczelniutko, bo przecież lubi. Im szczelniej owijam , tym Dziecię bardziej w ryk. Ryczy i ryczy, wierci się, szamocze, robi się czerwona, traci głos, zlatują się położne z pytaniem , czy nie wyrywam jej rączek ani nóżek, bo Dziecię tek ryczy. Rozwijam tobołek, zalega błoga cisza... Coś już mi świta, lampka się zapala, zaczyna trybić, ale postanawiam wykonać jeszcze jedną próbę. Zawijam. Dziecię w ryk. Rozwijam i... cisza. Dziecię jest inne. Bez wątpienia.

4. Nie pozwól dziecku zasypiać przy cycku. Jak zasypia to znaczy że się najadło i robi sobie smoczek.

Przejęta byłam strasznie. Pomijam już, że w moim skromnym odczuciu karmienie piersia okazało się najtrudniejszą czynnością jaką przyszło mi wykonywać przy Dziecięciu. Wymaga niezliczonych pokładów cierpliwości, której nie mam, współpracy Dziecięcia i samozaparcia. Nie ważne.
w praktyce próba zastosowania się do tej rady zakończyła się ciagłym płaczem Dziecięcia, spadkiem wagi, wizytą w szpitalu i fast foodem w postaci mleka modyfikowanego.

5. Nie dawaj mleka modyfikowanego. Nawet jedna porcja rujnuje wszystko co zbudowałaś karmiąc piersia.

Nawet kiedy pisałam to zdanie budziła się we mnie złość i agresja. Pogryzę każdego kto wygaduje takie bzdury wywołując poczucie winy kiedy po prostu nie da się inaczej. Pomijam już moje głębokie przekonanie o tym , ze każda kobieta ma prawo do dowolnego dysponowania swoimi cyckami i nic nikomu do tego w jaki sposób ich używa.Czasami jednak nie da się inaczej. Z różnych powodów.
U nas właśnie się okazało, ze trzeba, bo Dziecię od niemowlęctwa ma pociąg do fast foodów ( zastanawiam się, czy ma na to jakiś wpływ moja nieograniczona chęć aby w ciąży zamieszkać w jednej z restauracji McDonalda). I początkowo podając jej te hamburgery w płynie czułam się prawie tak, jakbym ją karmiła trutką na szczury. Nie mówiąc o tym, że byłam przekonana o tym, że jestem najgorszą matką na świecie, Czekałam aż do moich drzwi zapuka opieka społeczna, albo jedna z babć ukamieniuje mnie dla przykładu na środku rynku.
Nic takiego się nie stało, a ja znowu musiałam mocno uderzyć się w głowę ( sporo guzów sobie nabiłam w tych pierwszych tygodniach...) Dziecię je, rośnie, jest zdrowe i zadowolone, więc czy naprawdę warto się zadręczać? Czy potrzebna jest dyskusja na temat tego co lepsze, jak się powinno i co sie sądzi o mamach, które robią inaczej?

6. Po porodzie szybko trzeba wrócić do życia sprzed ciąży.

Wiadomość z ostatniej chwili: już nic i nigdy nie wróci do stanu sprzed ciąży. Mówię tu zarówno o planie dnia jak i podatności cycków na działanie grawitacji. Nie ma tu znaczenia jak szybko zmieniasz piżamę na śmierdzący mlekiem dres i w ile dni po porodzie ugotujesz 3 daniowy obiad albo wydasz przyjęcie dla 10 osób. Serio, nic i nigdy już nie będzie tak jak w radosnych czasach, kiedy w niedzielny poranek delektowałaś się ciepłą kawą przeglądając magazyny o modzie i urodzie. Od tej pory kawa zawsze jest zimna a magazyny przeterminowane co najmniej o miesiąc.
Nawet  blog stał się inny niż zamierzałam. Miał być odzwierciedleniem moich makijażowych pomysłów i kosmetycznych inspiracji a stał się powiernikiem macierzyńskich frustracji.
Całkiem spokojnie można więc pozwolić sobie na to, żeby w pierwszych tygodniach leniwie leżeć na kanapie z dziecięciem u boku i spokojnie ograniczyć swoją rolę do podajnika na mleko. Świat powinien sobie poradzić, jeżeli przez jakiś czas nie będziemy gonić i biegać nie wiadomo za czym.

Lista cały czas się wydłuża dochodzą nowe rady, nie jest więc wykluczone, że za czas jakiś notka będzie miała jakiś mały update. Na bieżąco jednak wypieram ze swiadomości frazesy o całkowitym poświęceniu się dziecku skupieniu tylko na jego potrzebach, bo zupełnie to do mnie nie przemawia.
Ze wszystkich rad jakie usłyszałam najbardziej spodobała mi się jednak i do niej niezwykle chętnie się stosuje: Słuchaj innych, ale rób zawsze tak, jak sama uważasz, że będzie dobrze. W końcu nikt tak dobrze jak Ty nie zna swojego dziecka,



2 komentarze:

  1. Justynko, fantastycznie się czyta Twojego bloga ;) zawsze ciekawie komentowałaś rzeczywistość, ale teraz to już przesadziłaś :P Czekam na dalsze wpisy i pozdrawiam was Oba Trzy:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Twój styl pisania, cieszę się, że mam takie koleżanki, które bez ściemy, fajnie opisują macierzyństwo - i Wasze przykłady napawają mnie optymizmem, że dziecko to nie koniec świata jednak! :))


    PS. Jucia dodaj gadżet obserwuję wtedy łatwiej widzieć nowe posty osobom, które podczytują bloga :))

    OdpowiedzUsuń