poniedziałek, 12 stycznia 2015

Podsumowania (nie)noworoczne.








Nowego makijażu nie ma. Powodów jest kilka, ale ten główny i najważniejszy jest taki, że Dziecię nie daje mi chwili dla siebie. ilekroć już się porozkładam z całym sprzętem przypomina sobie, ze to idealny moment na cycka, atak płaczu, noszenie na rękach.  Tak więc pomysł już jest, wykonania wciąż brak. Mam też mocne postanowienie urzeczywistnienia go w weekend. Od dobrej woli Dziecięcia zależy co z tego wyjdzie.

Minął miesiąc, Nie wiem kiedy przeleciał, wydaje mi się jeszcze, ze biegam z brzuchem, że ciąży mi niemiłosiernie, że dalej co piętnaście minut biegam siusiu. Potem nagle okazuje się, ze jednak Dziecina leży sobie obok, że już jest tak idealnie piękna i cała do kochania.

Pierwszy miesiąc. Jeżeli ktoś wcześniej nie miał dzieci, a z noworodkiem ostatni raz mieszkał pod jednym dachem w zamierzchłym dzieciństwie, czyli dajmy na to np ja, to nie ma pojęcia na co się pisze. Nie da się tego nawet wyobrazić, bo przeżycie z Dziecięciem pod jednym dachem jest wydarzeniem nieporównywalnym zupełnie do niczego.

Pomijam wszystkie uroki porodu naturalnego. Jest tak fantastyczny, że następne dziecko adoptuje z Afryki. Jeszcze ciągle nie zadziałała na mnie błogosławiona moc hormonów, która sprawiłaby, że o wszystkim zapomnę. Jak już w głowie zostanie mi tylko radość i dźwięk dzwoneczków być może zdecyduje się o tym opowiedzieć.

Pozostaję w nieustającym zdumieniu, że aby zdobyć najprostszy zawód należy skończyć różnorakie szkoły, kursy, kursiki, szkolenia. Rodzicem można zostać niemalże z marszu, bez przygotowania. Wielka nieodpowiedzialność, bo oto okazuje się, że dostajesz dziecko, gdzieś jedynie mgliście dociera do ciebie, że to Twoje i pojęcia nie masz jak z nim postępować. Co prawda przeczytałam wcześniej całe mnóstwo mądrych książek, ale okazuje się, że te wszystkie mądre porady nie mają zastosowania, kiedy dziecię rozkręca się, a poziom decybeli znacznie przekracza te dopuszczalne. Na każdym kroku również można liczyć na całe mnóstwo dobrych rad. Szkoda tylko, że większość z nich wzajemnie się wyklucza. Część z nich przychodzi również po fakcie. Kiedy już po kilku nieprzespanych nocach, kiedy przepłaczesz je razem z Dziecięciem a po głowie kołacze się myśl : na cholerę mi to wszystko było? , w końcu w bólach dojdziesz do tego dlaczego Dziecię zamiast spać jak aniołek drze się wniebogłosy całymi nocami. Kiedy uradowana dzielisz się tym spostrzeżeniem z resztą okazuje się, ze wszyscy wiedzieli że to o to właśnie chodzi. Tak im się wydawało. Świetnie. Szkoda, że nie podzielili się wcześniej tą wiedzą, bo ja np pojęcia nie miałam.

Tak minął miesiąc. Można powiedzieć , że całkiem wstępnie się ogarnęłam , doszłam do siebie, przyzwyczaiłam się. Poznałyśmy się z Dziecięciem, może nawet trochę się polubiłyśmy. I zachwycam się. Nią. Tym jak jest idealnie piękna, cudownie wspaniała. Zaskakuje mnie to. Zapowiada się ciekawa przygoda.




2 komentarze:

  1. Jućku kocham Twój styl pisania! :) Ja jestem najwierniejszą czytelniczką! Wyściskaj Maleństwo ode mnie ciocia uwielbia (btw podobnie jak u Ani - Wy coś ściemniacie z tym nie spaniem - jak wizytowałyśmy to też pół biby przespała! :P)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo wizyta cioc byla ostatnim dniem radosnego spania i beZtroskiego zasypiania. Obecnie fajnie jest jedynie na rekach. I to tylko tych nalezacych do mamy.

      Usuń